środa, 21 grudnia 2011

Dzień sześćset siedemdziesiąty szósty, 21 grudnia 2011. Przedświątecznie.

"Nadzieja jest jak cukier w herbacie. Jeżeli nawet jest jej mało to i tak wszystko osłodzi"
Nie spodziewałam się śnieżnej nawałnicy, ani Mikołaja na bialych saniach w Boże Narodzenie w Buenos Aires, ale myslałam że choć bardziej świątecznie wszystko będę przeżywać. Magia świąt zniknęła, a może nigdy jej tu nie było. Żar z nieba się leje, sklepach z tandetą można nabyć sztuczną choinkę w złotym, białym, srebrym a czasem nawet i zielonym kolorze, a jak się chce mieć prawdziwe drzewko to tylko palma pozostaje.
Ale palma z czekoladkami, i bombkami na liściach? Brzmi co najmniej dziwacznie. Nie łamią się opłatkiem, nie przygotowują 12 dań, nie pieką serników, makowców i pierniczków, jedzą indyka jak na święto dziękczynienia i popijają tanim winem lub coca-cola. Takie są Święta znane każdemu Argentyńczykowi. Dla nich to tradycyjne święta Bożego Narodzenia, a dla mnie smutne wiedząc jakie były piękne te moje polske Święta. Radio nie nuci kolęd, a w okno nie puka mróz.
Argentyńskie Święta trwaja tylko 1 dzień, 25 grudnia. W zeszłym roku nie będąc niczego świadoma i drzewko przybrałam i kolację polską ugotowałam, oczywiście nie zabraklo tradycyjnie indyka, który przyszedł do Nas w gości. W tym roku, nie zabłysnął światełka na choince, a my spędzimy zwyczajny sobotni wieczór w domu i w trójkę. Czasami obawiam się że każdy rok będzie taki sam że zapomnę o świętach i każdy dzień będzie taki sam. Najważniejsze że Razem, a wtedy Magia Świąt wróci, nie dla Nas lecz dla Naszego Syna. Nasze pierwsze Boże Narodzenie Razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz