niedziela, 26 grudnia 2010

Dzień dwieście osiemdziesiąty piąty, 26 grudnia. Nietoperze.

"Koń ma cztery nogi a potknie się."

Mieszkamy na ostatnim piętrze, tzn Ja, Niki i ... i Batmany!!!
Po metrze, które spędzało mi sen z oczu przyszedł czas na Batmany. Co ranek wstajemy, odkurzamy batmańskie odchody, zmywamy z szyb batmański mocz i nic, i od kolejnego ranka to samo. Poranne sprzątanie i mycie szyb weszło Nam w rutynę tzn Mi, bo Niki "ucieka" do pracy przed gównianą robotą, w końcu ktoś to musi robić a wypadło na mnie.
Gdzie mieszkają? chyba zagnieździły się między ścianą a żaluzjami, i co noc rozpoczynają dzikie harce, gonitwy, zabawy. A jak wygląda Argentyński Batman?? No cóż, zwyczajnie !!! jak Batman.

Dzien dwieście osiemdziesiąty trzeci, 24 grudnia. Polsko - Argentyńska Wigilia.

"Tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką"

Wigilia to czas rozmyślań, rozrachunku z minionym rokiem, suma porażek i zwycięstw, dla mnie to także czas nowych marzeń na kolejny rok.
Ten rok stanął pod znakiem TANGA ARGENTYŃSKIEGO czyli pasji jednej z większej w moim życiu. Mijający rok poświęciłam właśnie tangu, a jakie marzenia na nowy rok?? Może rodzina i tango?? Co roku dodaję jedno marzenie więcej tak już ze mną jest.
Moja pierwsza Wigilia w Buenos Aires i z mężczyzną, którego sobie tak upodobałam.
Choinka pachnie sztucznością, w końcu w tym upale w 35 stopniach celciusza trudno o prawdziwą, świeżą, zieloną, pachnącą lasem choineczkę. A ja rozmyślam nad kolacją wigilijna jaką przeżyłam po raz pierwszy w Moim Buenos Aires. Prezenty grzecznie czekały pod świątecznym drzewkiem na swoich przyszłych właścicieli. Dziwne te święta, bez skrzeczącego śniegu, bez -20 stopniowego mrozu, bez ciemnej nocy, bez rodziny tak bez...bez dzieciństwa. Kiedy nie myślę o przeszłości którą zostawiłam wszystko jest piękne i różowe, ale gdy takie chwile jak dziś Święta przywołują minione chwile, spędzane z rodziną przy jednym stole, a potem z przyjaciółmi w górach. Mimo że czasem wybieramy inne drogi, niż te którymi byśmy chcieli podążać nie wolno się załamywać, tylko choć trochę swych wspomnień przenieść w inne realia. Kiedy wyjeżdżałam wiedziałam że to tylko wakacje, dziś już nie ma wakacji są realia, czasami smutne ale wciąż kocham to Moje Buenos Aires, bo choć czasem przynosi mi rozczarowania i ból przynosi także miłość. Jesteśmy jednak istotami myślącymi i to w naszych rękach leży nasze szczęście, to od nas zależy jak ciężko będziemy pracować by sięgnąć naszych marzeń.
I tak przygotowaliśmy wigilię polsko-argentyńską.
Na stole pojawił się barszcz czerwony z uszkami z grzybami i kluski z makiem, i o dziwo szok !!! PRZEPYSZNE jadło. Nikogo nie otrułam, wręcz przeciwnie proszono o dokładkę. Na stół wjechał indyk w szynce co było dla mnie największym szokiem, bo ja nie praktykująca katoliczka więcej wiem o religii niż 98% mieszkańców Argentyny. No cóż nie ważne co jesz lecz co czujesz. Sałatka owocowa-warzywna a wszystko czerwonym winkiem zalane w brzuszku.
Niestety w Argentynie trudno o typowe dla Polski jarzyny, dlatego trzeba się posiłkować czym się da, czyli kostką warzywną i innymi machinacjami warzywnymi. Z ratunkiem przyszedł mi POLSKI NIEZAWODNY KONCENTRAT BURACZANY przywieziony przez "ciocię" Ewę. Co do indyka to bacznie się mu przyglądałam, a zwłaszcza jego zadkowi, kiedy to z kuperka jabłko wyskakiwało.
- Marta, kawałeczek indyka - zapytała Julia
- Nie, ona nie może, w Polsce w Wigilie nikt nie jada mięsa - wsparł mnie silnym słowem Niko
- A którą to godzinę w mojej ojczyźnie wybił kurant?
- 2 w nocy?
- no to wszystko w porządku, jest już po północy więc Wigilia polska za nami. Poproszę cały kuperek.

Tak moi drodzy, kolacja Wigilijna w Buenos Aires jak na pierwszą gwiazdkę w lecie przystało rozpoczyna się o godzinie 22:00. Jak mnie pouczono opłatkiem się tu nikt nie dzieli, więc sama ze sobą się połamałam. A potem, a potem po wielkim obżarstwie wybiła północ i czas by czerwona śnieżynka Marta rozdała prezenty. Ja jak na informatyka przystało dostałam od lubego pamięć do komputera 4GB!!!
- Jak dobrze Skarbie że o mnie pamiętasz, a ja Twa Luba książkę o miłości ci daruję.
Mężczyźni jednak są praktyczni, w przeciwieństwie do kobiet, ale na Wielkanoc to buty do tanga bym prosiła :).

Gdy już wszyscy nacieszyli swe ślepia upominkami wniesiono szampana, ciasta i lody, a z radia poleciły hiciory z dyskotek i zaczęła się zabawa. Jak mi batmany (tak noc w noc z nim toczymy walkę o nasze okno w sypialni). Tak, bowiem tutaj trudno o typowy świąteczny nastrój z pięknymi kolędami. W tym roku świąt nie poczułam tym bardziej że dziś cały dzień na basenie opalając się spędziła nasza wesoła trójka.
A lody, ech lody, lody, lody to najlepsze lody jakie w życiu jadłam od Freddo a po mojemu Alfrredo :).
Brakuje mi zadumy, zamyślenia, myśli o bliźnich, lecz to przecież dopiero początek.

wtorek, 21 grudnia 2010

Dzień dwieście osiemndziesiąty, 21 grudzień 2010. Boże Narodzenie

"Nie rezygnuj nigdy z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie"


Pierwsze Boże Narodzenie w Moim Buenos Aires.Bez śniegu w upale, bez karpia na stole, bez barszczu z uszkami i opłatka. Nie myślę o świętach, nie czuję ich tutaj, nie jestem podekscytowana, ale może dlatego że bardziej ten czas przypomina letnie wakacje a nie koniec roku. Za dwa miesiące minie rok jak zaczęłam zapuszczać korzenie i przeżyłam tutaj już wszystkie pory roku. Choinka stoi przystrojona, w głowie kłębią się przepisy na polskie dania Wigilijne. Będzie to moja pierwsza argentyńsko-polska Wigilia. Opłatek pachnie świętami tylko sianka pod obrusem brakuje. Na stół podobno indyk ma wjechać, "impreza" zaczyna się zazwyczaj o 21:30 a 22:00 a kończy koło 4/5 nad ranem. Pasterka o 18:00, ja wybieram się zwyczajowo podrzeć mordę przy kolędach do polskiego kościoła.
Argentyńczycy chyba tęsknią za śniegiem, gdyż we wszystkich marketach są typowo amerykańskie (USA) "szopki" z Mikołajem, kolejka dzieciaków do zdjęcia ze świętym Grubasem z czerwonym nosem, i zamiast śniegu wata. Teraz wiem czemu w żadnej aptece waty dostać nie mogłam.
- Jaki prezent chcesz na święta?
- żadnego, wolę to wykorzystać w ciągu roku.
- Może bielizna?
- Czerwona??
- Kolejna czerwona? Może czarna? Potrzebujesz do sukienki.

- Jaki rozmiar podać - pyta sprzedawczyni
- 85 CH1 - jednym tchem wypowiada Niki
- Skąd wiesz?? Nawet ja nie pamiętam mojej rozmiarówki.
- Po prostu Cię kocham dlatego wiem.

Czas świąteczny to nie tylko zakupy, ale także rozczarowań, zresztą czym ja się przejmuję, znowu tylko metrem.
- Niki wiesz, że te schody nigdy nie działają, a jak działają jedne to drugie nie i tak w koło macieju.
- Bombon, to oszczędność prądu.
- A systematyczne przerwy w funkcjonowaniu metra to też oszczędność prądu?
- Nie, to zwyczajowy "zapał" do pracy.

I czym ja się przejmuję, przecież mi nigdzie się nie spieszy.