poniedziałek, 6 czerwca 2011

Dzień czterysta czterdziesty siódmy, 6 czerwca 2011. Alexander Nikolay.

"Iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem - i tak - ewig - usque ad finem [wiecznie - aż do końca]"


- Czy w tym radiu z samego rana nie ma czegoś spokojniejszego? łagodniejszego, przyjaźniejszego uchu? – pytam skruszona kiedy słyszę umcyk, umcyk tralalala
- Nie wiem sprawdź.
Po chwili z naszego kina domowego, a raczej z teatru domowego jak tu zwą to urządzenie, dobiega piękna melodia wydobywana z kobiecego gardła.
- Czy ty zawsze musisz znaleźć swoje tango? – pyta poirytowany Niko.
- Nie wiedziałam że to rozgłośnia tangowa. „Laska” nie śpiewała tanga, a raczej jazzik.
I tak teraz każdy dzień wstaje z tangiem w uszach. Czy Argentyńczycy słuchają tang? Trudno mi stwierdzić czy są fanatykami swojego folkloru. Tych których znam słuchają tang non stop, a to tylko dlatego iż są tancerzami lub pasjonatami. Czy regularni Argentyńczycy wsłuchują się rytmy Di Sarli, Pugliese, D'Angelis czy Laurenz? Zazwyczaj starsi ludzie, taksówkarze i to też począwszy od wieku średniego. Radio tangowe jednak istnieje, i złapać je można na jednej z głównych fal radiowych, co cieszy moje serce każdego poranka. I tak Nasz syn Alexander Nikolay rośnie w moim brzuchu, przy dźwiękach tang, w tańcu, w Buenos Aires.

Historia Alexa sięga 14 lutego 2011, wtedy to postanowił pojawić się w Naszym życiu, oczywiście my jak najbardziej mu w tym pomogliśmy.
W głębi serca czułam że będzie syn. Matki to wiedzą. Pierwsza ekografia wykryła „intruza, obcego” w moim ciele, który dał się usłyszeć mocno tykając swoim maleńkim serduszkiem. Maluch miał wielu gapiów: Mama, Tata, Pan Doktor i dwójka Stażystów, wszyscy orzekli wieeeeeeeeeeeeelki embrion jak na 7 tygodni. Ile ma zatem bobas? Wciąż się zastanawiamy, bo kolejna ekografia też wykazała wielkoluda o ogromnym serduszku. Na początku marzyły mi się bliźniaki, a co na to Tata owych bliźniaków:
- Marta!!! Jak będą bliźniaki to pierwszym samolotem odeślę Was do Polski :) - śmiał się Niko – Mam siostry bliźniaczki i wiem co to znaczy.
- Ale to nie będzie tylko moja wina.
- Twoja, bo o tym myślisz.
I tak gdy leżałam na „kozetce” podczas pierwszej ekografii poczułam strach że rzeczywiście Niko mówił serio i razem z maleństwami odeśle nas do Babci i Dziadka.
- Jest Pani w ciąży. Pojedynczy embrion – orzekł Lekarz.
- Uff…Dziękuję ci Boże – wzniósł oczy ku niebu Niko i podziękował Stworzycielowi za jednego brzdąca.
Niko ma jednak rację, przy dwójce dzieci nie ma życia, a my chcemy pożyć. Jednego bobasa można spakować do walizki i ruszyć przed siebie, z dwójką gorzej, bo każdy chce co innego. I jak ich prowadzić by nie zginęły? Na smyczy? Teraz nadszedł czas oczekiwania na: córkę czy syna? Niko marzył o kolejnej córce, bo bał się że jak będzie syn to same problemy gdyż będzie chuligan taki jakim on był, no i uparł się że chce taką mała Martę – hmm nic nadzwyczajnego mieć mnie małą :). Babcia Renia czyli moja mama chciała wnuczkę, jeszcze nie jest babcią, gdyż ma dwóch wnuków. Siostra Alexa, Fiorella marzyła o siostrze z, którą by się bawić mogła. Mój świat baletowy też obstawał za śliczną małą baletnicą, zresztą Moja Maestra okrzyknęła się już ciocią Alexa. Tylko ja i świat tangowy mówił o synu. Oni, bo myślą że Buenos Aires zyska kolejnego partnera. Ja, bo chciałam by mój mąż miał potomka, skoro zastrzegł, że tylko jedno dziecko, bo żadne z Nas nie chce rezygnować z tak zwanej wolności. „Cały świat” przeciwko mnie samej. Niko powoli dopuszczał do siebie myśl że może rzeczywiście będzie to chłopak i trzeba pogodzić się z przegraną, zwłaszcza z naturą i z własną żoną.
- Z synem mógłbym grać w piłkę, w siatkówkę, chodzić na mecze San Lorenzo(czekałam jak powie; „i chodzić na panienki”), grać w szachy, i uczyć go jak być biznesmenem.
- Jezu – pomyślałam – piłka nożna!!! A "którz" to jest ten San Lorenzo? – spytałam.
- Nie musisz wiedzieć, ale masz im kibicować, Fiore też wspiera mnie w kibicowaniu.
I tak teraz rozumiem czemu po mieszkaniu walają się koszulki w barwach narodowych Argentyny (Bułgarii to wiedziałam) oraz szaliki w barwach klubu San Lorenzo. A mi nie wolno po ulicy chodzić w dresie brazylijskim, bo jak to Niko ładnie ujął:
- Mordę Ci obiją Argentyńczycy i tyle.
- Mi? obcokrajowcowi, Polce? i to takiej jak ja :) - i jak powiedziałam tak biegam w moim zielono-żółtym dresie na treningi. Żywe, soczyste kolory takie jak kobietą się podobają, zieleń to kolor nadziei a żółty to kolor słońca i lata.
Na koniec opowieści o fanatyzmie nadmienię że czasem w nocy opuszczając nasze łoże zdarza mi się trafnego gola strzelić w szafę piłką do FUTBOLU :) lub do VOLEJBOLU:) lub stłuc dużego palca u nogi o ciężarek 10 kg. Zastanawiam się czy jak sprzęt wspinaczkowy z Polski zwiozę to czy czekanów w ścianę nie wbiję, co by trochę zaznaczyć swoje miejsce.

Wieści o bobasie rozeszły się jak domino.
- Marta, nie kupuj żadnych ubranek, dam Ci wszystkie jak nasza Lola z nich wyrośnie – rzekła ciocia Eliza.
- Eliza, ale my jeszcze nie wiemy czy to dziewczyna czy chłopak, a ubranka z Loli są różowe, dla dziewczynki.
- Nie szkodzi, nawet jak będzie syn to możesz mu je zakładać w domu. A z resztą kto na ulicy zauważy że to chłopak.
- Masz rację, co za różnica u takiego malucha :).
I tak żyłam w przekonaniu że żadna różnica czy różowe czy niebieskie.

Druga ekografia dokładnie pokazała nam z kim mamy do czynienia:
-Pitulin? Pitulin!! Pitulin !!! – krzyczał Niko
- Tak proszę Państwa Syn.
- Wow, syn !!! – coś zareagował Niko – następnym razem będzie córa.
- CO ?!!! - zieleniałam.

A ja? A ja znów udowodniłam że matka zawsze czuje swoją pociechę.
- Mamo – zadzwoniłam do Polski, bo nie mogłam już doczekać się na nią na skypie – Ma siusiaka, to chłopak, widziałam na własne oczy.
- Heh, to dobrze że ma siusiaka, bo gdyby nie miał to musielibyśmy się zacząć martwić. Szkoda że nie córka, będę musiała żyć do setki, i czekać na wnuczkę. Ale wnuczka też będę kochać i oczekiwać.
Fiorella gdy jej Niko oznajmił, że będzie mieć braciszka, wolała bawić się z psem, bo w co ona bawić będzie się z bratem? Przecież jego lalki barbie interesować nie będą. No cóż, maluch zrobi porządek z rzeczami taty, zajmie się piłkami, laptopami, i papierami z pracy taty. Odkurzacz mi potrzebny nie będzie. Niko, wie co go czeka, i z przerażeniem patrzy w przyszłość. Teraz zbiera kolekcję szachów z postaciami ze Star Wars (ostatni krzyk mody w Buenos Aires) by móc synowi podarować – ale chyba nie do grania tylko do lizania i gryzienia:).
Kilka razy dzwoniłam do Niko, by jeszcze raz popatrzył na wideo, które posiadamy z ekografii, by się upewnić że to chłopak. Słyszałam bowiem historie, że lekarz mówił że córka a urodził się syn, lub vice versa. W każdym razie ja też chyba podświadomie zaczęłam myśleć jak może wyglądać chłop bez siusiaka, i w mailach do najbliższej rodziny to zaznaczałam:
Mój mail:
„(…)Podobno wielki z niego chłop i ma siusiaka :)czemu przypatrzyliśmy się dokładnie kilka krotnie, wiec nie powinno być przy porodzie niespodzianki(…) .”
i jedna z odpowiedzi:
„(…)NO A CO DO SIUSIAKA HAHAH TO CHŁOPAKI RACZEJ MAJA PISIORKI :D ILE MA CM TEN TWÓJ SYNAL TERAZ TO ZNACZY NIE PYTAM O SIUSIAKA TYLKO O NIEGO CAŁEGO :p (…)”

Może to banalne, ale myślałam o nim całe już popołudnie. Z tego wszystkiego opuściłam cały dzień zajęć, a mój mąż zaprosił mnie na pyszną kolację do jednej z bardziej znanych typowych hiszpańskich restauracji, którą „nawiedzają” argentyńskie gwiazdy show businessu, sportu i polityki.
- A Kevin Costner tu też bywa? – zapytałam z przekąsem.
- Nie ale bywają tu… - i Niko zaczął wymieniać całą gamę gwiazd, o których ja nie mam zielonego pojęcia. Dziś to My czuliśmy się jak Gwiazdy. Jedno mogę przyznać, Gwiazdy wiedzą gdzie bywać i się pożywiać, a przy okazji zostawiać swoje odciski w chodniku, jedzenie naprawdę wyśmienite. No i restauracja ma swój największy atut, jest zaraz za rogiem naszego domu.

- Marta, jak ja będę do niego mówił: „Taki silny chłopka w różowych śpiochach” ? – spytał Niko
- Niko, przecież nie wyrzucę tych wszystkich ślicznych ubranek, owszem sukienki komuś oddam, ale te różowe adidaski Nike także? :)
- Różowe śpiochy i jeszcze otumaniasz go tym swoim tańcem, piłkę nożną oglądaj w TV, a nie balet i tango, to macho a nie kobieta puch marny.
I tak mój artysta staną między młotem, a kowadłem, a raczej między mama a tatą.
- Piłkarzem będzie – odrzekła babcia Renia kiedy z nią rozmawiałam.
- Żadnym piłkarzem !!! – wrzasnęłam na moją matkę.
- Ale nie uchronisz go od tego, w Argentynie wszystkie chłopaki kopią piłkę. Czy biedni czy bogaci.
Co racja to racja, w odbywają się różnego rodzaju konkursy, przedstawienia, zabawy a dla chłopców rozgrywki piłkarskie.
- Będziesz musiała chodzić ze mną na wszystkie mecze naszego syna.
I tak chciałam mieć syna zapominając jak bardzo nie trawię piłki nożnej, a teraz będę musiała nauczyć się kibicować synowi.
- Co złego w tym że może zostać piłkarzem? Taki Messi, ma 23 lata, kupę kasy i w wieku 30 lat zakończy karierę, skończy studia, czyli będzie miał wykształcenie i pieniądze.
- Hmm…pomyślałam. Tylko że Nasz Alex to nie Messi, i jaki z niego Argentyńczyk? No i będzie miał min 190 i wszyscy argentyńscy piłkarze będą mu między nogami przelatywać :). No i jak nie będzie przystojny tzn, że go nam podmienili w szpitalu i nie jesteśmy jego rodzicami :).
- No to będzie siatkarzem :) - odrzekł tata.
I tak wyglądają marzenia rodziców kiedy widzą swoją pociechę skaczącą z radości, a może z otumanienia tańcem? Przez chwilę pomyślałam że chłopak to będzie himalaistą i motocyklistą, ale gdy zaczyna się by rodzicem to chce się latorośl uchronić od niebezpieczeństw. W górach to ja mogę zginąć, ale nie moje dziecko – takie myśli zaczęły mi się kłębić. Alex będzie tym kim będzie chciał, tak jak i ja mogłam zdecydować.
- Nie ważne czym się będziesz zajmować, możesz sprzątać ulice bylebyś była szczęśliwa.
I tak samo Alex znajdzie coś co przyniesie mu szczęście i sens w życiu.

Pierwsze dwa miesiące spałam, a ból głowy, i gorączka 37,6 dawały się i we znaki. Obżerałam się jak zdrowy prosiaczek, oczywiście kiełbasą, mięsem i jadłem słonym a nie słodyczami, jak przystało na syna. A po nich nastąpił okres ciszy i spokoju, który trwa po dziś dzień. I znów jak to mówią „biegam i skaczę”, a Alex rośnie zdrowo i szybko. Dziś maluch ma 4,5 miesiąca, i jak pan Doktor stwierdził:
- O Mój Boże, jakie silne serce !!!
- A owszem, w końcu płynie w nim krew polsko-bułgarska :).

Maluch nie próżnuje, tańczy tango, balet, spaceruje, a tata nam w tym pomaga trenując siatkówkę. Za Brzdącem już pierwsze loty samolotem, milonga, kino, dyskoteka, spacer z Tatą, pierwszy prezent od taty czyli album Naszego Malucha, a w nim zdjęcie z pierwszej i kolejnej ekografii. A czy Pan Doktor miał racje czy się mylił, że Alexander Nikolay przybędzie 9 listopada to zobaczymy jak przyjdzie na niego pora.

I dużo by pisać jak to jest gdy zamiast jednego serca dwa biją w jednym ciele, jedno wiem na 101% - JESTEM SZCZĘŚLIWA - bo Niko kroczy u mojego boku jako mąż i jako ojciec mojego syna.

Warto było na nich czekać, tyle lat. KOCHAM WAS CHŁOPAKI !!!