środa, 25 maja 2011

Dzień czterysta trzydziesty, 20 maj 2011. Polecieć by się chciało czyli jak dostać się do Rio de Janeiro.

„Obiecanki cacanki, a głupiemu radość”

Rio de Janeiro, marzenie prawie każdego obywatela świata, ciepły wilgotny klimat przez cały rok, gorące kobiety, i najsłynniejszy karnawał na świecie. A co mnie tu sprowadziło jesienną porą? Zaproszenie od Mojego Męża , by jego ente urodziny spędzić właśnie w tym urokliwym miasteczku. Zależało Nam by w Rio spędzić dwa pełne dni czyli cały piękny weekend. Dlatego też wykupiliśmy lot na piątek godzinę 20:45. Piątek to początek weekendu, każdy spieszy do swoich rodzin na prowincji lub na lotnisko tak jak to było w Naszym przypadku. Dla tych co jeszcze nie mięli przyjemności podróżowania liniami powietrznymi nakreślę krótki, przejrzysty szkic pobytu na lotnisku. Po przybyciu na lotnisko w full sezonie lub w weekend przepychamy się łokciami przez dzikie tłumy turystów by dostać się do swojej odprawy biletowej czyli tzw. Checkin’u. Udajemy się do stanowiska oprawy, naszego przewoźnika, gdzie czeka na Nas zazwyczaj uprzejmy reprezentant linii lotniczych, które zabiorą Nas w podróż marzeń. W Naszym przypadku wyglądało to tak: wpadliśmy na lotnisko, rozejrzeliśmy się w prawo, potem w lewo i się poddaliśmy. Zarówno z jednej strony jak i z drugiej roztaczały się tłumy, które zakryły wszystkie wytyczne „naszego szlaku”. Pobiegliśmy w lewo, dopadliśmy pracownika lotniska, który grzecznie nas poinformował że musimy biec przed siebie by dostać się do odprawy biletowej Aerolineas Argentinas, które to linie zabiorą Nas do Rio (Aerolineas Argentinas to argentyńskie linie lotnicze takie jak LOT w Polsce, czyli „niezawodne”). Biegliśmy, biegliśmy, biegliśmy i dobiegliśmy…do końca hali lotniska i nic. Znów dopadliśmy pracownika lotniska, który polecił Nam dalej biec, ale w przeciwną stronę. Dobiegliśmy . Bagaż nadany, bilety sprawdzone, teraz odprawa celna.
Podczas odprawy celnej znów stoimy w kolejce, by następnie funkcjonariusz sprawdził legalność naszego pobytu z kraju, który opuszczamy, karalność, autentyczność dokumentu tożsamości i etc.
Nikolay jako pełno prawny obywatel Argentyny podróżuje po Ameryce Południowej z dowodem osobistym. Jego odprawa przeszła szybko i bez bólu. Ja musiałam wspinać się po schodach legalności pobytu. Moja wiza turystyczna minęła 3 maja, a na dokumenty argentyńskie muszę jeszcze kilkanaście tygodni zaczekać. Przestawiłam funkcjonariuszowi Naszą książeczkę ślubną, mówiącą że jesteśmy małżeństwem, że jestem w trakcie realizacji wszystkich dokumentów potrzebnych mi by stać się legalnym mieszkańcem Argentyny, ale i to było za mało.
- I co dalej? Co mamy zrobić by móc wylecieć? – zapytał Niko.
Mieliśmy już wszystko zapłacone, bilety lotnicze (niebagatelna kwota), noclegi, i nasze marzenia 
- Musicie udać się na parter, do biura emigracyjnego, zapłacić „wpisowe” w zamian za co Pani Marta dostanie pieczątkę iż może legalnie podróżować.
Na myśl że możemy nie polecieć zrobiło się Nam smutno. W biurze emigracyjnym trafiliśmy na bardzo wyrozumiałą, sympatyczna pracownicę. Wysłuchała Naszej miłosnej historii i wbiła pieczątkę w mój paszport. UDAŁO się, lecimy!!!
Odprawa celna przeszła bezboleśnie.
A gdzie spędzić czas do odlotu samolotu? W DUTY FREE czyli w sklepie wolnocłowym, który zazwyczaj jest usytuowany na drodze do poczekalni. I tak też wyglądał Nasz free-time.
Buenos Aires po raz kolejny pokazało Nam jak łatwo i bezstresowo żyje się w naszym wymarzonym mieście. Minęła godzina 20:45 a nasz samolot się nie nie wyłonił z mroku Mordoru, pojawił się za to komunikat iż lot 1257 do Rio de Janeiro ma 45 min opóźnienia. Może to i dobrze, bo mamy więcej czasu na zakupy w duty free. Ale gdy minęła 21:30 i nie pojawił się żaden komunikat o kolejnym opóźnieniu zaczęło nas to zastanawiać. Godzina 21:45 na tablicy odlotów pojawił się komunikat: LOT ODWOŁANY. To już drugi raz jak Aerolineas Argentinas robią niespodziankę. Czekaliśmy do 22:30, czyli 45min od pojawienia się komunikatu o "skanselowniu" lotu, na przedstawiciela tychże linii by poinformował Nas jakie przygotowano dla podróżujących dalsze atrakcje. I pewnie nic by się nie działo, gdyby nie potraktowano nas jak przybłęd. Nikt do nas nie przyszedł, oznaczało to albo tchórzostwo albo ... albo tchórzostwo :). Ludzie zaczęli krzyczeć, gwizdać, tupać nogami. Tłumnie dotarliśmy do stanowiska odprawy biletowej, gdzie przeproszono Nas i poinformowano iż za kilka godzin zostanie podstawiony dla nas samolot, który szczęśliwie dowiezie nas do Rio. Co stało się z podróżnymi oczekującymi na lot? Nie wiem, obiecano im hotel, ale nigdy się nie dowiemy czy były to obietnice z pokryciem czy obiecanki cacanki.

Nasz rodzinka udała się do domu na kolację, czyli najlepszą pizzę jaką kiedykolwiek jedliśmy w Buenos Aires, a pizzeria owa mieści się kilka metrów od naszego domu. I tak spędziliśmy piątkowy wieczór, na zabawie na wewnętrznym lotnisku w Naszym Buenos Aires.

Ktoś się mnie zapyta:
- Po co tam mieszkasz skoro jest jak jest? (muszę przebierać w słowach, bo to jest tak zwana DEMOKRACJA, czyli nikt ci nie da w dupę za Twoje myśli i słowa)
- Nigdzie nie jest idealnie, a Argentyna to teraz Nasz Dom i pomimo iż Amerykę Południową zwą Trzecim Światem, to kocham ten mój świat, bo mam tu coś Mojego.

I ZAWSZE ŚWIECI SŁOŃCE !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz