czwartek, 12 maja 2011

Dzień czterysta dziewiętnasty, 9 maj 2011. Kariera w metrze.

"Więcej wart jest człowiek pełen polotu i ognia, choćby nawet popełniał dużo błędów, niż ograniczony i zbyt ostrożny"

Spotykam ich każdego wieczoru w metrze, kiedy po całym dniu zmagań z codziennością w Buenos Aires, po treningach wsiadam do zatłoczonego metra. Grajkowie, cyrkowcy, paranoicy.
Każdego wieczoru zmęczeni całym dniem pracy, gwarem i tłokiem mieszkańcy stolicy poszukują w drodze do domu wyciszenia. Wieczór w Buenos Aires to jednak nieodpowiednia chwila na odpoczynek po całym dniu pracy, wtedy to swoją pracę zaczynają uliczni grajkowie i cyrkowcy=żonglerzy. Metrowe grupy „artystyczne” liczą od 2 do czasem 5 muzyków. Bandoneon, gitara, organki, skrzypce, a czasem i bębny i solista rozbrzmiewają każdego wieczoru w wagonach metra. "Umilacze" lub czasami "uprzykrzacze" wykonują muzykę od dźwięków salsy, poprzez rock, pop do muzyki klasycznej. I dużym zaskoczeniem może być fakt, iż mimo że historie te mają miejsce w stolicy tanga to dźwięki jego nie rozchodzą się tunelami metra. Czasami naprawdę pięknie chłopaki grają (kobiety nie dostrzegłam jeszcze w tym zawodzie), ale czasami wkurwienie na nich mnie ogarnia, bo tak rzępolą. Zdarzają się postrzeleńcy, którzy do nóg przyczepiają wzmacniacze dźwięku, mają też swoje podkłady muzyczne w przenośnych magnetofonach by nadać koloryt wykonywanym utworom, co sprawia że czasem czuję się jak w cyrku. Żonglerzy w metrze to przeważnie młodzi chłopcy z ubogich rodzin, większym sprawiało by trudność żonglowanie w pomieszczeniu (o ile wagon metra można nazwać pomieszczeniem) o nisko zawieszonym suficie. W ciągu dnia artyści ustępują miejsca handlarzom, którzy zwinnie przeciskają się przez tłumy miejskich podróżników. Oferują dosłownie wszystko i nic, od rzeczy papierniczych poprzez jedzenie aż do magnetofonów. I po co fatygować się do sklepu jak nie długo i pralkę będzie można kupić w metrze. Nigdy nie sadziłam że przyjdzie mi żyć w tak prymitywnym kraju. To naprawdę trzeci świat, ale mimo to, jest tu jakiś tajemniczy magnez, który nas przybyszów trzyma Buenos Aires.

Ostatnio nawet i ja zastanawiałam się:”A może i tango by spróbować tańczyć między siedzeniami, to byłoby naprawdę wyzwanie i wielka furora wśród mieszkańców stolicy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz