sobota, 22 stycznia 2011

Dzień trzysta dziesiąty, 20 styczeń 2011. Gracias Luis.

"Szczęście zdobywa się pod warunkiem, ze się go nie pragnie zdobyć"

Kim jest Luis?? Hmm...Who Knows. Nikt nie wie kim jest Luis, ale wszyscy wiedzą czym jest jego ulubione danie kluski z szynką, serem i sosem grzybowym, oraz filet z ryby i frytki.Dziś Luis zafundował Nam obiad, co prawda odgrzewany, ale... no właśnie najlepsze jest to ale. Wczoraj jak zwykle udaliśmy się na kolację na tak zwane "miasto" czyli centrum. A jak wygląda centrum każdego wypoczynkowego miasteczka nadmorskiego to każdy wie czyli dłuuuuuuuuuuugo deptak ze sklepikami, restauracjami i gdyby nie ocean, morze lub jezioro to powiesić by się szło. Do "centrum" nie dotarliśmy, zabrakło motywacji. Stanęliśmy w kolejce po paszę na wynos. I jak to na każdego rdzennego Argentyńczyka przystało i tu zamieszanie, nikt nie pamięta co zamawiający zamówił, a czas oczekiwania no cóż jak sprzedawca sobie nie zapomni że jest w pracy to w 20 min z siatką można wyjść. My byliśmy tam, tłum ludzi i...i Luis, tzn musiał tam być bo siatka z jedzeniem na niego czekała.
- Nikolay!!! - wrzeszczy kasjer - twoje zamówienie jest gotowe
- Ile??
- 70 peso
- Dzięki
Niko wziął jedną siatkę z kurczakiem, mięsem, sałatką i frytkami i odwrócił się na pięcie, po czym słyszy:
- Nikolay, twoja druga siatka z zamówienie.

Hmm...nasze zdziwienie trwało, krótko gdyż na wakacjach staramy się nie obciążać naszych mózgów drobiazgami typu: myślenie. Całą drogę nas jednak męczyło pytanie: "Co jest w owej drugiej siatce, bo chyba ten kurczak nie jest aż tak wielki?".
W hotelu Arena@rena w jadalnie rozwiązaliśmy supełki i...i ku naszym oczom pojawiła się karteczka z napisem: LUIS. Biedny Luis dziś nie zje kolacji.
A My za 70 peso mamy dwie kolacje, głupi ma zawsze szczęście, a może nie my głupi tylko Argentyńczycy zakręceni.

I tak dziś zmieniliśmy wypoczynek w Villa Gesell na San Bernanrdo miejsce oblegane przez klasę średnią, w przeciwieństwie do Villa Gesell gdzie udają się bardziej zamożni mieszkańcy Argentyny. I znów zanurzam się w Oceanie Atlantyckim, i myślę co za ironia losu dała mi: TANGO, GÓRY 7000, OCEAN i ... i CIEBIE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz