piątek, 13 sierpnia 2010

Dzień sto osiemdziesiąty pierwszy, 13 sierpień. Piątek trzynastego.

"Jeden dzień może być perłą, a wiek cały może nic nie znaczyć"


Zima dobiega powoli końca, mroźne dni (8 stopni) przeplatają się już z wiosennymi chwilami (20 !!!). Lecz cóż to za zima? 2 miesiące? wiecznie slońce? Tak, to miasto powinno nazywać się Miasto Słońca. Buenos Aires to miasto dla Tych co nigdy nie odnaleźli siebie w innych realiach, w innej przestrzeni, to miasto, które rozumie wszystko i wszystkich, akceptuje, przyjmuje, kocha. To miasto dla mnie dla Nich dla Nas.
Miasto, które tak sobie upodobałam i pokochałam. Nigdy nie chciałam tu być, bo i z jakiego powodu, tango?? nigdy nie chciałam tańczyć tanga, ale... dziś już wiem że zaczęłam "budować" tutaj swój dom. Znalazłam swoje miejsce, przynajmniej teraz mi sie tak wydaje, a czas pokarze czy na zawsze czy tylko na "chwilę". Robię to co kocham...tańczę, co tańczę?? Tango.

Piątek trzynastego, czy okarze się pechowy?? Nie, nie Tutaj, nie z Tobą, nie z Nimi.

Kiedy po raz pierwszy zaczęłam kreślić słowa na Moi Blogu wydawało mi się że czas stanął w miejscu, a jadę w podróży. Nigdy nie przypuszczałam że to podróż mojego życia. I jeden dzień wystarczył,by zmienić moją rzeczywistość. Kiedy poczułam zapach Buenos Aires wiedziałam że muszę walczyć by tu budować swój dom. Przez 2,5 miesiąca walczyłam pomiędzy moimi marzeniami o Buenos i Tangu, a moim sercem i tęsknotą. Czy czas leczy rany?? Tak, leczy. Nie wymazuje z pamięci, ale leczy. Zrozumiałam że jeśli coś się w naszym życiu kończy poto by coś zyskać. A czy lepszego? Hmm...no cóż i na to pytanie zna tylko odpowiedź czas.
1 kwietnia w Prima Aprilis zamknełam jeden z wielu rozdziałów z mojej przeszłości, a potem zamilkłam, chlonełam Buenos Aires i szukałam w jego powietrzu siebie. Odnalzłam siebie, jego, ich i moja Wielką Miłość - tango. Odnaleźliśmy siebie wszyscy.
Buenos Aires jeszcze mnie nie skrzywdziło, nie zraniło i mam nadzieje że nie zrani, ani mnie ani moich bliskich. Podczas tych 6 miesięcy moje łzy mieszały się z euforią. Jakie jest życie na obczyżnie? Jeszcze nie wiem, wiem tylko że po zahłysnięciu się tajemnicami nowych zakamarków przychodzi stanąć twarzą w twarz z realiami, biurokracją, materializmem, a czasem z...Argentyńczykami. Kiedy odycham? W nocy, tam, w tłumie, w głosie Raul Beron, jestem mieszkańcem milong, ich dzieckiem.
I tak dziś spoglądam na bilet powrotny do Polski, który już nie ma żadnej ważności, a ja powoli "składam cegiełkę do cegiełki" by zbudować swój dom. Czy Buenos Aires okaże się szczęściem dla mnie?? Czas pokarze. Za marzenia trzeba jednka płacić wysoką cenę jak rozłąkę z przyjaciółmi czy rodziną i tym samym rani się ludzi, którzy kochają i odliczają dni do spotkania. Ja taką cenę dziś płacę. Jednak ciekawa jestem co przyniesie jutro, tym bardziej że znów się uśmiecham.
- Marta, to była najlepsza decyzja jaką podjełaś - dochodzą głosy z Polski
- Wiem, i tak czuję.
- Tęsknisz za Polską
- Nie, bo nie tęsknimy za rzeczami czy miejscami, ale za ludzmi, a ja nie mam za kim tesknić.
- A rodzice??
- To zupełnie inna tęsknota, patrzę w lustro i wiem że są przy mnie. To NAJWSPANIALSI rodzice na świecie, bo moi.
- Wiesz Marta, ja kiedyś też tam zamieszkam
- Wiem, do zobaczenia zatem w Moim Buenos Aires

Dziś znalazłam wreszcie chwilę czasu by otworzyć nowy rozdział mojego zycia. Znalazłam czas pomiędzy pracą w tym co lubię i kocham, a baletem, lekcjami tanga, rock&roll'em, milonga...Tobą i Nimi, czyli tym co jest moją teraźniejszością i mam nadzieję że i przyszłością.

Zaczynją się Mistrzostwa świata w Tangu...Obejrzałam oskarowy film "El secreto de sus ojos", przyjęłam Przyjaciół z Polski i 101 innych rzeczy zrobiłam...zamknełam drzwi, których nie chcę już otworzyć, odnalazłam Siebie i Mój świat.

2 komentarze: