czwartek, 25 marca 2010

Dzień trzydziesty siódmy, 23 marca. Milonga.

"Złap dobrze jedno, a złapiesz wszystko"


W Buenos od wielu tygodni bębniono o warsztatach z techniki dla kobiet. Zatem dziś udałam się na nie. Potrwają parę dni.
- Nie boisz się jeździć autobusami?? - takie pytanie padło w moim kierunku od jednej z przyjezdnych tu dziewczyn.
- Nie, przecież Buenos to miasto jak każde inne, muszę żyć z tymi ludźmi a nie gdzieś obok. Ja z nimi też mieszkam.
- Naprawdę??

No comments...

Wieczorem komunikacją miejską udałam się do kolejnej dzielnicy na lekcję milongi.
Autobus zapchany po brzegi, oddychało się powietrzem sąsiada. Wszyscy uczestniczyli w dyskusji gdzie turystka czyli ja ma wysiąść by miała blisko na ulicę La Rioja. I tak wysadzili mnie w "szczerym polu". Do pokonania po ciemku miałam odległość 10 bloków czyli około 20 min z buta. Wąskie ciemne uliczki, przecinane co jakiś czas Avenidami i raz autostradą. Prawdziwe Buenos, niska zabudowa, straganiki na chodnikach, małe sklepiki, wałęsające się psy, mieszkańcy siedzący na ławeczkach przed domami. I tak żyję sobie z nimi.
Partnerował mi mój Nauczyciel. Poszliśmy na lekcję grupową do jednych z jego uczniów. Doznałam szoku jak zobaczyłam jak tańczą prawdziwą klasyczną milongę sprzed 1945 roku, milongę tras pie. Tak więc 1,5h z wyśmienitym partnerowaniem brnęłam przez lekcję milongi. Dziś dopiero widzę że dobry nauczyciel to ten który nauczy, ale i poprawnie zatańczy milongę, walca, tango de salon, a specjalizować się może w nuevo czy show. Ludzi z ulicy, którzy chcą tańczyć social tango trzeba najpierw uczyć podstaw a potem nuevo, bo gdy zaczyna się od nuevo to ktoś kto nigdy nie tańczył wygląda pokracznie i śmiesznie. Nie nauczy się łączyć kolan i kostek, tylko będzie tańczył okrakiem. Bardzo sympatyczni ludzie Ci prowadzący. Zwracali cały czas na mnie uwagę, dziewczyna sam na sam ze mną ćwiczył, pytali się co jakiś czas czy wszystko w porządku, dlatego żem obcokrajowiec, bez języka, sama w obcym wielkim mieście. Tłumaczyli bardzo dokładnie, ćwiczyli z każdym. Myślę że do takich ludzi warto chodzić się uczyć, nauczą więcej niż "Sławy".
A potem była pizza, którą z mojego łakomstwa zamówiliśmy grande i resztę poprosiłam na wynos.
- Chciałaś dużą to jedz. Ja mam czas, zaczekam. Mówiłem Ci że pizza grande tutaj jest mega. Słuchaj rodowitego mieszkańca Buenos, który dobrze zna to miasto.
- Ale ja się uczę na własnych błędach.
- Czasem nie potrzebnie.
- Masz racje.
I tak minął kolejny wieczór, na rozmowie o tangu, o przyszłości, o... .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz