wtorek, 16 marca 2010

Dzień dwudziesty dziewiąty, 15 marca. Maradona'onowie.

"Dno serca człowieka jest dalej niż koniec świata"

Moje tango nie jest chwilą w moim życiu. Mój pradziadek podczas pierwszej wojny światowej mieszkał, no właśnie gdzie?? w Argentynie!!! I przywiózł stamtąd co ?? tango!!!, które sobie tańczył z babcią.

Dziś noc spędziłam w Merlo. O 6:30 Gisela zrobiła mi pobudkę.
- Gisela co to za budynek, i czemu ci ludzie stoją w kolejce?
- To bank, a to bezrobotni, stoją po pieniądze, które są im przydzielane na życie.

W pociągu do BsAs doznałam kolejnego szoku. Maradona na Maradonie jechał. Dziki tłum, każdy stał podtrzymywany sąsiadem obok. Dlaczego Maradonowie?? Bo prawdziwy Argentyńczyk właśnie tak wygląda. Tak wygląda prowincja zamieszkiwana przez rdzennych Argentyńczyków, a BsAs to ludność napływowa z Europy czy USA. Kręcone kruczo-czarne włosy, ciemnoskórzy, szerokie nosy, niscy. Ludność pracująca zmierzała do stolicy. Przeszło godzinę stałam wsparta o jakiegoś niewidomego żebraka, który też jechał do swojej "na zarobek". Pociągi przypominają tu raczej konserwy, są stare, zniszczone, śmierdzą. W nocy nie są polecane do podróżowania, chyba żeby pozbyć się "majątku" lub życia. Czas podróży nie jest znany, bo to zależy od przeciążenia pociągu. Más o menos 1h.
Na 9:15 dotarłam do domu. Pół przytomna.

- Witaj, zanim zaczniemy lekcję chciałbym z tobą porozmawiać, o tangu.
Rozmowa była szybka, trwała 30 min, dużo info, dużo pytań, dużo myśli się zaczęło kłębić.
- Marta!!!
- Przepraszam, dziś mam przeciążenie umysłu wiedzą, której nie przerabiam.
- Wiem, to minie, w końcu wszystko się uleży w szarych komórkach.
- Wiem, może kiedyś.
- Zatem na dziś koniec. Idziemy na czekoladę.
- Dziś mam ochotę na koktajl owocowy na mleku.
- Niech będzie. Dzbanek koktajlu dla damy.
I tak wciągałam szklankę za szklanką. A myśli ulatywały gdzieś daleko.
- Chcesz wylizać po raz ostatni łyżkę?
- Nie, dziękuję. Język mi już zdrętwiał.

Wieczorem po balecie jak zwykle mijałam znajomego mi żebraka, a także ogród botaniczny. Ogród zamieszkały przez kociaki. Niektóre aż ma się ochotę zabrać ze sobą. Ludzie je głaszczą, dokarmiają, a one z chęcią się łaszą.

- Pilar, jak po hiszpańsku nazywa się płyn ten co się używa po wypraniu ubrań??
- Skończył Ci się?
- Tak, ale niestety mój hiszpański jest na tyle ubogi że nie rozróżniam płynu do prania od płynu do płukania.
- Suavizante para ropa

Nie wiem czy się zrozumiałyśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz