czwartek, 18 lutego 2010

Dzień czwarty.Przyjechałam tu żyć, a nie być turystą.

"W sklepie panują kupieckie obyczaje, w domu rodzinne zasady".


Dziś siedzę w domu, znów słucham miasta, ale trudno go nie słuchać skoro go słychać mimochodem. To jest największy mankament życia tutaj. Ja potrzebuje ciszy i spokoju, oczywiście nie wyobrażam sobie na dziś dzień mieszkać gdzieś indziej niż w metropolii, ale z dala od ulic i od centrum :).
- Córeczko, burza do Was się zbliża??
- Dlaczego mamo??
- Bo słychać grzmoty i szum.
- Nie mamo, to miasto żyje.
- I Ty tak spokojnie na balkonie siedzisz??
- A co za różnica? w środku czy na zewnątrz tak samo.
Widok z mojego okna nie zachęca do przyjazdu tutaj, ale przecież nie możecie oglądać zdjęć tylko zabytków, ciekawych miejsc tylko oglądać Buenos widziane moimi oczami. Tylko ta palma wywołuje we mnie sentyment i chęć ucieczki w moje góry.

Przyjechałam tu po pierwsze dla Tanga, dla siebie by poznać siebie, dla poznania kolejnej kultury, kolejnego miejsca na ziemi. Przyjechałam tu żyć, a nie turystą być.

Jakie wrażenia po tych kilku dniach?
Buenos położone jest nad rzeką Rio de la Plata uchodzącej do oceanu. Nasz blok usytuowany jest blisko parku Parque de Febrero położonego nad tą rzeką. Nikt jednak w Buenos nie kąpie się w niej. Do opalania służą parki z rozstawionymi specjalnie darmowymi parasolami, oraz baseny. Nad ocean jeździ się 200 km na południe, aby popływać w słonej wodzie. A dla fanatyków rolek jest podobno jakiś park gdzie można pożyczyć rolki i poszaleć. Jak tylko tam trafię to nie omieszkam opisać tego szaleństwa.

Za głośno!!! Buenos jest 30 razy większe od Warszawy więc chyba nie muszę pisać jak ja się tu czuję. Zagubiona. Tak jak nowoczesna metropolia w Buenos jest mieszanka stylu współczesnego i starego budownictwa. Są oczywiście stare dzielnic, które odwiedzę w weekend La Boca I San Telmo. Sporo parków zieleni, i jak na serce tanga przystało masa sklepów z butami i ubraniami tangowymi, stoisk tylko z płytami z muzyką tanga, i wszędzie obeliska. Masa parków, oczek wodnych etc. I masa dzielnic, ja na razie zagościłam w kliku, byłam tak zwanym przelotem: Palermo, Recoleta, Retiro, Almagro.

A ludzie?? hmm...jeszcze nie wiem, przyjęli mnie bardzo ciepło z otwartymi rękoma, gdy pytam odpowiadają i pomagają, dzwonią by pozdrowić, spytać jak się czuję. Z angielskim tu można sobie pogwizdać, mało kto tu mówi po angielsku, ale na migi i z paroma słowami idzie się dogadać. Na razie widziałam klasę średnią, ale niebawem zobaczę to przed czym uciekamy, czego udajemy że nie widzimy, a prawda jest taka że świat to w większości bieda i choroby. A jak wygląda prawdziwy Argentyńczyk z buenos Aires?? Cholera ich wie. Brunet, szatyni, blondyni, rudzi, Indianie, murzyni, ciemnoskórzy, blade twarze, ale na pewno w większości niscy. Wczoraj wyprzedziły mnie dwie indiańskie dziewczynki, i idąc przede mną co chwila się oglądały patrząc ze zdziwieniem na mnie. No w końcu czemu tu się dziwić. W końcu ja Blada Twarz. A w autobusie stało obok mnie dwóch rudzielców że ja na nich patrzyłam jak na fenomen, bo w Polsce takich nawet nie ma :). Pisze o Argentyńczykach z Buenos Aires, to po prostu mieszanka wszystkiego po trochu, taki Rasowy Kundel jak Polak, hihihi. Co do charakteru to zależy od człowieka a nie od narodowości. Na pewno otwarci, i raczej z emocjami niż oziębli :).

PANOWIE UWAGA !!! Piękne są Indianki!!! Potwierdzają się moje obserwacje z Boliwii, i tu jest to samo, i z opowiadań znajomych w Peru też tak jest.

PANIE UWAGA !!! Panowie za to ładnie pachną. W większości mijających mnie Panów zostawiało za sobą zapach perfum. W Polsce ten objaw jest rzadkością. Mam nadzieję że Tangueros też dbają o siebie, tylko nie z taką przesadą.

Ciekawa jestem jak tango wygląda na prowincji, u biedoty, a nie to wypasione w centrum gdzie ludzi stać na kurs, których stać zapłacić za wejście na milongę. Naprawdę piękne są stroje i buty w sklepach tangowych, ale czy to właśnie jest tango??

Komunikacja, to tragedia jak dla mnie. Tzn autobusów masa, i jeżdżą całą noc, koszt to 1,20 peso i bilet kupuje się w autobusie w maszynie zaraz za kierowcą, metro, i taxi.
- Po wejściu do autobusu masz powiedzieć "Uno veinte".
Nie pytałam już o nic, tylko za każdym razem mówiłam "Uno veinte", teraz wiem że tyle kosztuje bilet w obrębie Buenos. Wchodzi się wejściem z przodu, po czym biegnie do następnych drzwi żeby zdążyć wyjść. Autobusy są stare, takie jak na filmach z lat 50, ale z klimą!!! choć czasem okna są klimatyzacją. Zdarza się że kierowca zamyka drzwi dopiero w trakcie jazdy, jak sobie przypomni. A otwiera zanim się zatrzyma. Pewnie chodzi o to że jak się spóźni to nadrabia czas dla tych co do pracy się spieszą otwierając im wcześniej drzwi :).Nie ma przystanków z nazwami jak w Polsce, więc nie mam jeszcze za bardzo pojęcia gdzie wysiadać. Rozkład mi nie potrzebny, bo i do czego się spieszyć?? Masa motocyklistów w większości to stare maszyny, jak się jakaś nówka sztuka motocyklowa pojawi to i mi głowa się odwraca. Wczoraj śmignął obok mnie Honda CBR Firebird, rocznik mi już nieznany :). Masa samochodów począwszy od 30-letnich gruchotów po wypasione limuzyny.

Sklepy, jest w nich wszystko!!! Więcej niż w Polsce, wszystkiego dostatek i w różnych odmianach. Najbardziej lubię straganiki, i mała sklepiki, bo zazwyczaj mają wszystko świeże. Ale najlepsze jak dla mnie i znane mi z Boliwii są Empanadas. Empanadas (l.p. empanada) – rogalik, pierożek. Nadziewane najczęściej mięsnym farszem z warzywami lub serem. Smażone w oleju lub pieczone na blasze(przyp. Wikipedia). No i oczywiście raj dla mnie czyli kolczyki. Mój bagaż zwiększy wagę pewnie o parę kg :).

I kawiarenki, to jest fenomen, obłęd, i wieczorami tłumy ludzi. Jest ich masa, jedna kawiarenka obok drugiej, wszyscy piją kawę, tu miasto żyje nocą. Wczoraj miałam taki późno wieczorny spacer moimi uliczkami, i każdy stolik zajęty, każde krzesełko. każdy rozmawia, śmieje się. Przepyszne ciastka i czekolady do picia (kawy nie znoszę, czemu się bardzo dziwili Argentyńczycy.

Zwierzęta, u Nas wróble latają, a tu papużki. I masa komarów, jestem pogryziona bo nie lubię spać przy zamkniętym oknie. Wczoraj dostałam od Pilar płyn na komary bym się nim spsikała :), i dziś już się nie drapię. A może kąpać się częściej należy?? No właśnie jestem tu 4 dni a dziś już dostałam czyste ręczniki. Wzięłam je bo nie chcę na brudasa z Polski wyjść, hahaha. Pajaki, nie wiem jeszcze co z nimi, bo nie spotkałam, a tego bałam się najbardziej. Gdzie Ci Polacy z Wawy, którzy tu przyjeżdżają tańczyć mieszkają, skoro taaaaaakie wielkie pająki widzieli. Na pewno są, ale nie w zadbanych domach. Komary i owszem, upierd.... co chwila. Idziesz w bladym dniem, a tu ból jak cholera w kostkę, bo się takiemu MOSKITO żreć zachciało.

Palmy, podobne jak w Warszawie tylko mnie śmiesznie wyglądają. Nie mogli w stolicy w centrum jakiejś sosny czy brzozy zasadzić czyli polskiego drzewa, tylko palmę?? Gdzie to jest polskie?? To tak jak bursztyny sprzedawane w Krakowie a oscypki w Trójmieście.

Dziś Pilar w domu miała spotkanie tzw: "Czytanie Biblii", a teraz poszła dawać komunie chorym ludziom. Myślałam z nią iść, ale chyba nie jestem gotowa na takie rzeczy, nie jestem w stanie patrzeć na ludzi, którym nie mogę pomóc. No tak ale to to dyskusje na długie godziny, a nawet dni. Może się przy niej nawrócę, kościół polski jest niedaleko. Zresztą tu wszystko jest blisko:), jak twierdzą mieszkańcy miasta Dobre Powietrze.

Rozmawialiśmy wczoraj z Martinem o życiu w Argentynie i o sytuacji socjalnej.
- Wiesz, moi rodzice bali się mojego wyjazdu tu. Że bieda, narkotyki inna mentalność. I paru moich znajomych też.
- Marta, a oni byli tutaj??
- Nie. Znają świat z TV, gazet. Nie maja natury podróżniczej.
- To jest smutne, że tak Nas inni oceniają, tzn nie tylko Nas. Tak kiedyś była tu klasa średnia, teraz jest biedota i bogacze, nas jest mało. Mieliśmy duży problem socjalny. Ale mamy takie problemy jak Wy, bieda, narkotyki, napady są też u Was.
- Ale mnie nie musisz przekonywać, ja tu jestem, a nie Oni.
- I co uspokoili się rodzice?
- Tak, jak zobaczyli mnie na skypie, całą w jednym kawałku, że nie pożarliście mnie jeszcze to ochłonęli.hahahaa

Jestem z romantyzmu, nie dla mnie Nowy Jork (czyli nowoczesne Buenos), dla mnie jest Rzym (czyli La Boca).

Na razie zmykam na podbój mojego rewiru.

Miałam wyjść, ale wróciłam i usiadłam, doznałam szoku. Wchodzę do kuchni, a tu bbbbosko przystojny młody mężczyzna. Albo On pomylił mieszkania, albo Ja. I teraz siedzę w pokoju, bo boje się wyjść, że znów Go spotkam. A może właśnie powinnam?? DO ATAKU !!!

Hasta pronto.

2 komentarze:

  1. Droga Marto!

    Bacznie śledzę Twoje relacje z Buenos, to, jak uparcie i wytrwale dążysz do realizacji swoich marzeń. Mimo bardzo dokładnego zagłębienia się w lekturę, nie udało mi się jednak precyzyjnie wyłuskać jakiej tak naprawdę natury jest Twoje marzenie? Czego oczekujesz od pobytu w Buenos? Czy też, jak to żarliwie podkreslasz, 'życia" w Buenos? Na jak długo planujesz pobyt? Jak prędko i w jaki sposób zamierzasz przeistoczyć się z polskiej turystki w argentyńską lokaleskę? Prosimy o wskazówki dla przyszłych pokoleń udających się z pielgrzymką do Buenos :)

    Wracając do Twoich marzeń, rozumiem, że związane są z tangiem? Popraw mnie proszę, jeśli się mylę, ale wniosek wyczytany między wierszami Twojego bloga wynika dla mnie taki, że zamierzasz podbić tangowy świat. Jeśli tak, to trzymam kciuki, bo masz dużą konkurencję!
    Będę Ci kibicować, ale na początek napisz może proszę jak było na pierwszej lekcji tanga, na którą zostałaś zaproszona w szkole La viruta. Jak to się stało, że zostałaś na nią zaproszona? Przez kogo? Czy zaproszono Cię również na kolejne lekcje w szkole La Viruta, a jaśli tak, czy z owego zaproszenia zamierzasz skorzystać? Ciekawe czy ta La Viruta to dobra szkoła tanga. A co z pozostałymi szkołami? Z bloga wynika, że odwiedziłaś ich już całe mnóstwo ale, jak rozumiem, w żadnej z nich (poza szkołą La Viruta) nie brałaś udziału w lekcjach? Na czym zatem polegają Twoje wizyty? W jaki sposób weryfikujesz, do których z nich wrócisz, a do których nie?
    Przepraszam, że zasypuję Cię pytaniami, ale nie udalo mi się znaleźć na nie odpowiedzi czytając liczne i obszerne posty na Twoim blogu.

    Pozdrawiam i nie mogę doczekać się kolejnych relacji!

    "A4"

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, A4, w twoim wpisie są w zasadzie wszyskie rzeczy które mnie też interesują. Marta - mnie strasznie ciekawi czy Pilar zabrała cię już na jakąś milongę? bo to pierwsza rzecz którą chciałoby się zrobić w BA
    pozdrawionka

    Net

    OdpowiedzUsuń