poniedziałek, 15 lutego 2010

Życie składa się z przygód.

"Życie to koń mijający nas w galopie" - z księgi Mądrości Wschodu


I wystartowałam...
Linie lotnicze: Iberia
Trasa: Krk-Waw-Madrid-Buenos.
Waga bagażu: 2 x 23kg
Bagaż podręczny: 10kg

Dzień przywitał mnie śniegiem, cały Kraków zasypało.
- Musicie mnie wypchnąć z zaspy. Całe osiedle zasypane. – powiedział Tata Maminek 
- Musimy pchać z przodu – odrzekła Mama Maminek.
- Tatry dziś muszą pięknie wyglądać. Kocham góry zimą. A tam będę mieć Andy w zasięgu ręki, co prawda nie mam sprzętu ze sobą, ale adidasy na spacer górski wystarczą. Jak już mózg zacznie mi parować to ucieknę w moje góry. Nie mogę uwierzyć że będę mieć tak blisko Tango, Buenos i Andy.
- Nie tęsknisz za górami??
- Tęsknie, ale one stoją i stać będą. W życiu wybieramy priorytety i wybrałam inny priorytet niż góry. Wiecie że gdyby nie Himalaje Aconcagua byłaby najwyższym szczytem świata. Ciekawe czy już płozy do samolotu doczepili, bo pas startowy cały zaśnieżony.
- Będziesz nocować na lotnisku, rosół ci tata przywiezie z domu.

Na lotnisku krajowym:
- Proszę położysz bagaż na wagę. Waga bagażu 29kg. Ma Pani drugi bagaż?? Bo pierwszy ma nadwagę 5kg.
- Tak mam. Plecak, ale lżejszy.
- Razem 49 kg.
- Ile dopłata mnie będzie kosztować??
- Ma Pani szczęście za piękne oczy. Nic.
- A czy w bagażu podręcznym mogę przewieźć leki, bo już mi się do walizki nie zmieściły, a/wie pan sraczka i te sprawy.
- A co Pani wiezie, bo tylko butelek niewolno.
- Amfę, proszę Pana.
- A drugo bagaż podręczny jaki??
- Laptop.
- To proszę amfę ukryć w laptopie i będzie dobrze.
- Dziękuję.
- Milej podróży

- Pasażerka Marta A. proszona do kontroli bagażowej
- Ups.
- Proszę otworzyć walizkę.
- Pan chyba nie wie o co prosi. Nikłe szanse by ja zapiąć potem. Siedziałam na niej całym ciężarem i dopychałam nogą.
- Damy radę.
- Zapewne .
- A to co ??
- Ciężarki :0. Wie Pan lubię być rozciągnięta, a te ciężarki zawiesza Pan na nogi i… . i tu zaczęłam opisywać do czego używam ciężarki.
- Podziwiam ludzi, którzy maja pasje.
- Dziękuje, ale czy Pan teraz może dopchać te walizkę.
- Tak proszę. Niech Pani weźmie dezodorant, może się przydać.
- Dziękuje, jest Pan szarmancki. Do widzenia.
- Do widzenia.

Podróż z Krakowa do Warszawy przeleciała w 40 min. Jakież ogarnęło mnie przerażenie gdy ujrzałam maleńki modelarski samolocik. On by się mógł w naszym mieszkaniu zmieścić. No nic trudno, jeśli się rozbije to w drobny mak.
Moja Kochana Warszawa przywitała mnie śnieżycą, ale od razu poczułam zapach Warszawskich milong, bo w końcu Warszawa była moją pierwszą szkoła tanga i…, ale o tym jutro.
Na odprawie celnej spotkało mnie jakże „mile” zdarzenie. Zostałam zmacana przez strażniczkę. Miło było że mnie pogłaskała, bo lubię to, a zwłaszcza jak po karku pomiziała bo mnie swędział. Zdjęłam pasek, a tu
Siedzę sobie i czekana odprawę a tu Piechu do mnie podbiega. Śmieszna rasa, jakaś skundlona. Pytam się grzecznie:
- Co to za rasa??
- Kundelek, pomieszanie małego pudla z yorkiem,.
- Ale jak do tego doszło? – Zadałam pytanie o oznakach nieświadomości jak powstają pieski.
- Znajomy krzyżuje pudelki miniaturki z Yorkiem.
- Ale to ten Pani znajomy krzywdę tym pieskom robi
- No tak , ależ czy nie jest śliczny?
- Śliczny to może i jest, ale jakiś nieszczęśliwy – powiedziałam zatroskana.
- Nie znosi podróży samochodem i cały samochód obrzygał, a teraz jeszcze na domiar złego śmierdzi.
- Jaki numer siedzenia Pani ma?
- 27A
Uff…to dobrze. Ja mam 20C. Miłej podróży, spokojnej i pachnącej życzę.
- Ja również.

Yorka z pudlem zmieszać! I wyszedł baranek.


A teraz siedzę w samolocie i lecę do Madrytu. Gorąco w samolocie jak cholera, ale za to interesujące towarzystwo. Paczka, hmm trudno to nazwać znajomych, bo spotykają się tylko podczas rejsów. Paczka pasjonatów pływania, którzy na oceanie mają spędzić dwa tygodnie w swoim i kapitana towarzystwie i przejść kurs instruktorski.
- A Ty gdzie lecisz??
- Do Buenos
- Do Buenos? Wakacje??
- Życie
- Tzn?? Po co lecisz??
- Tańczyć tango.
- Tak po prostu ?? tańczyć tango?? Zazdroszczę Ci.
- Czego.
- Odwagi, bo marzenia są dla odważnych. Ja nigdy nie miałem siły by zmienić swoje życie i spróbować chociaż robić to co chciałem. Wierz pozytywnie, na pewno Ci się uda spełnić to o czym marzysz, bo nie wyglądasz na kogoś kto się poddaje. Nie lubię latać samolotem, wolę jednak wodę.
- Mój brat powiedział mi wczoraj że On nigdy do samolotu nie wsiądzie. Jeśli by miał lecieć do Buenos to: najpierw przejechał by koleją transsyberyjską Azję, potem cieśniną…na Alaskę, a tam znów pociągiem Amerykę Północną aż do Buenos.
- To by 2 miesiące jechał.
- On wyliczył że miesiąc.
Wiele rozmów na różne tematy przeprowadziliśmy, i super jest poznawać ludzi, którzy spełniają swoje pasje. Słuchać i opowieści o podróżach o poznawani innych kultur, i…i czuć to co oni czują, czyli nadawać na tych samych falach.
Nie wiem kiedy minęła podróż, te rozmowy ją skróciły. 8h podróży już za mną. Ale najgorsze było przede mną. Powróciła trauma sprzed 2 lat, kiedy leciałam do Boliwii. Lotnisko w Madrycie jest MEGA, ale musiała ten strach zwalczyć. Całe szczęście ze wylądowałam na terminalu 4 a z 4s lecę dalej. Na początek odnalazłam kierunkowskazy z informacją jak długo należy podążać by dojść na S, całe 26 min. Sporo jak na jedne terminal, więc już się trauma mi włączyła, że znów będę podróżować po lotnisku, Inie daj Boże z noclegiem. Całe szczęście mam 6h do odlotu do Buenos.
Opis trasy na Terminal 4s, ale jeszcze nie wiadomo, do którego „gate’a”:
- 10 min prosto
- skręcić w prawo i 2 min tak iść
- 3 min prosto a potem szukać zejścia w dół. - O winda :0 – krzyknęłam z radości
- A teraz windą na -1 i pozostało Nam jeszcze 18 min do S
- a teraz pociągiem podziemnym w nieznane przez 10 min.
- Wysiadka i strzałka wskazuje że niby do góry i pozostało 8 min
- Schody odnalezione, na górę szybki wygodny wjazd i zostało nam 4 min piechotą i jestem na Terminalu 4S. Ale, która bramka do odprawy. Jak to na południowców przystało, brak ich zdecydowania mnie przerósł. Na Boarding pass’ie lub lepiej już hiszpańszczyzna zaskoczyć Was tarjeta de embarque napisali Hiszpanie bramka: RSU. Tzn. która?? R??S??czy U?? Wytężyłam wzrok i znalazłam tablicę z odlotami gdzie widniał napis: Buenos Aires, 00:45, gate U. Uff…
A teraz siedzę w kafejce, jakaś Brazylijka przede mną grzebie cos w necie, chyba się tak samo produkuje jak Ja. Tyle że ona jakaś taka poważna i kaszle na mnie, a ja siedzę słucham tanga i uśmiecham się, bo znów czuje zew przygody. Chyba łyknę cos na grypę, bo Ona mi zarazki oddaje, a w Buenos cos na biegunkę. Dobrze że mam worek leków .

5h na lotnisku minęło szybko i przyjemnie. Towarzyszył mi laptop i moje myśli. Chyba do mnie wciąż nie dociera gdzie lecę. Kolejna przygoda w życiu. Życie składa się właśnie z takich przygód. Z każda godziną pojawiały się coraz większe tłumy podróżnych, aż w końcu wybiła godzina 00:00 i udałam się na boarding. Już po raz kolejny zauważyłam niecierpliwą krew południowców. Tłumnie walili do odprawy. A przecież samolot bez nich nie wyleci, skoro już stoją w kolejce i to nawet w 5 do jednej odprawy to każdy zostanie wpuszczony na pokład. Tak czy siak dotarłam na swoje miejsce, jak zwykle na skrzydle, choć uwielbiam łatać na ogonie tam najlepiej czuć siłę silników. A dziury powietrzne są największą atrakcją, wtedy czuć adrenalinę jak nagle ni stąd ni zowąd samolot spada w dół, po chwili znów spokojnie podnosi się do góry. Pamiętam „mój pierwszy raz” samolotem . Trzymałam sąsiada za rękę i z wrażenia, a raczej ze strachu wbijałam mu paznokcie w dłoń, a potem się dziwiłam czemu on taki purpurowy się robi. Od tamtego czasu „zaliczyłam” już sporo lotów i wciąż lubię podróżować samolotem, zwłaszcza jak przelatujemy nad górami są niesamowite widoki.

Nawet nie wiem kiedy minęło te 13h w samolocie relacji Madryt-Buenos Aires. Po wystartowaniu zdążyłam tylko skonsumować paskudna samolotową kolację i zasnęłam.
Obudziłam się na równie paskudne śniadanie. Sam lot byłby nudny, bo same chmury, chmury i chmury gdyby nie złote, olśniewające słońce i… i przygoda w samolotowej toalecie. Zastanawiam się jak wysocy i „wielcy: ludzie dają sobie w niej radę. Całe szczęście że mam ubezpieczenie, bo mogłam wyjść z niej poobijana. Dla tych co nie latają przestroga: „Lepiej wszystko załatwić na lotnisku, niż potem głową bić o drzwi”.

Po 13 przespanych przeze mnie godzinach wylądowaliśmy. Po raz drugi ujrzałam lotnisko w Buenos. Pierwszy raz gdy koczowałam całą dobę na nim oczekując samolotu do Boliwii. Teraz już tylko na chwilę. Zaraz po wyjściu z samolotu do rękawa, zostali zatrzymani wszyscy obcokrajowcy nawet Hiszpanie, a pierwszeństwo mięli Argentyńczycy. I w ten sposób rozgorzała dyskusja wśród obcokrajowców. Jak się dowiedziałam dyskusji wszyscy byliśmy z Europy, a większość to wysocy, brzydcy Angole ,ale sympatyczni. Zaskoczył mnie fakt iż amerykanie, Kanadyjczycy czy Australijczycy muszą płacić „haracz”.
Na lotnisku czekała zamówiona już dla mnie przez Martina syna Pilar, u której mieszkam, taksówka (140 peso czyli około 100PLN). Podałam tylko numer rezerwacji, i adres pod który miałam być odtransportowana. W Buenos przywitał mnie piękny sms: „Powodzenia w nowej przygodzie. Oby szczęście Cię nie opuściło. Moje marzenie zaczeka”, Ja też zaczekam. I tak zaczęła się moja przygoda w Buenos….


Dobranoc

4 komentarze:

  1. Hah! Uśmiałem się czytając Twój opis podróży :) Rewelka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze się że swoje zdanie na temat notek zamieszczasz. Miło wiedzieć że ktoś jeszcze pamięta.

    OdpowiedzUsuń
  3. 140? można dużo taniej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ...że lotnisko w Madrycie jest MEGA to sama się ostatnio przekonałam:-)Miałam podobne przygody jak Ty,w życiu bym nie zdążyła na samolot do Polski ale na szczęście lot był opóźniony:-)Dokładnie tak samo nie wiedziałam co się dzieje, jeżdząc windą wgórę i w dół i szukając swojej bramki do odprawy - ( bramka IJK czyli I...I czy K:-)

    OdpowiedzUsuń