poniedziałek, 15 lutego 2010

Dzień pierwszy. Poznajmy rodzinę.

„Ufaj domownikom, i nie słuchaj co mówią”


Buenos przywitało mnie upałem, ale i chmurami. Kolo południa byłam już w mieszkaniu. Jadąc taxi nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, bo myślałam o tej przygodzie, tera dopiero do mnie doszło że jestem w sercu tanga. Jedyne słowa jakie mi się na usta cisnęły to : „Kur…ale tu jest zaje…” więc resztę sobie dopowiedzcie. A może też po prostu byłam i jestem zmęczona po podróży, która trwała 23h. Jednak adrenalina jaka jest we mnie nie pozwala mi zasnąć, więc siedzę i pisze do Was. Przypomniały mi się słowa tych co tu byli przede mną i mówili: „Tak sobie, brud, syf, robactwo, a milongi gorsze niż nasze” . No cóż sama muszę swoja opinie na ten temat wyrobić. Mieszkam w dzielnicy Palermo, czyli w dzielnicy tanga u Pilar. Palermo to największa dzielnica zaraz po centrum i świetnie usytuowana. Pilar jest starsza już emerytowana wykładowczynią literatury na Uniwersytecie w Buenos. Mieszkam sobie Ja, Ona i cisza. Byłam zaskoczona przyjęciem przez nią i jej syna Martina, który specjalnie dziś nie był w pracy by poświęcić swój czas na oprowadzeniu gościa czyli mnie po okolicy. Martin pracuje w TV przy produkcji hmm…jakiegoś programu artystycznego. Dostałam od razu od Pilar przewodnik po Buenos a także mapę. A ponieważ Ona ma czas zaproponowała, że od jutra pojedzie ze mną do każdej ze szkól bym bez problemu trafiła następnym razem. Okazało się że szkołę baletowa mam pod nosem, a do centrum tanga 10 min autobusem. Większość szkół tanga jest w Palermo natomiast szkoły baletowe są w centrum. Zrobiliśmy obchód po całej dzielnicy. Wiem już gdzie mam pralnie, supermarket, sklep z pieczywem, kafejki, kupiłam telefon argentyński i wiem jak dojść do głównej ulicy, z której odjeżdżają wszystkie autobusy. Martin świetnie mówi po angielsku więc dzięki temu mogłam poznać tez trochę historii miasta i Argentyny, jak to Martin stwierdził bardzo młodego kraju.
I jedno rzec musze, jeśli tu przyjechać to mieszkać u rodziny argentyńskiej. Całe mieszkanie obklejają karteczkami ze słowami hiszpańskimi, abym jak najszybciej się nauczyła. Dziś „tapetowali” dla mnie kuchnię i łazienkę. Oprócz tego opowiedzieli mi o pięknych historycznych miejscach tangowych, specjalnym miejscu Carlos Gardel, o dzielnicach zabytkowych, a także o najwyższym na świeci wodospadzie, do którego zamierzam się wybrać podczas całego mojego pobytu w państwie Evity Peron. W niedzielę zabierają mnie właśnie do San Telmo bym zobaczyła jak ludzie na ulicach tam tańczą tango i bym sama to zatańczyła. A na koniec dnia było poznawanie historii rodziny. Pilar przyniosła album rodzinny, a nadomiar tego okazało się że jej nieżyjący już mąż miał na imię tak jak mój ojciec..hahaha.

A teraz pada deszcz, jest duszno, siedzę na balkonie, słucham tanga Canaro i oczy mi się kleją. Zresztą widać to po moich wypocinach, co jakiś czas tylko patrzę czy jakiś pająk nie drepcze w moją stronę.

Dobranoc.

P.S. Od jutra fotki :).

2 komentarze:

  1. E tam, jakie zmęczenie - piszesz niczym zawodowa dziennikarka. Naprawdę miło się czyta Twoje relacje. Czekamy na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze jedno - jestem zaskoczony jak miło Cie przyjeli. Naprawdę musiało Ci się zrobić bardzo miło, jak zobaczyłaś poprzylepiane karteczki ze słówkami Hiszpańskimi haha! Dobrze trafiłaś :)

    OdpowiedzUsuń