poniedziałek, 15 lutego 2010

Dzień drugi. "The tango lesson".

"... gdy uczeń jest gotowy, Mistrz się pojawia..." stare chińskie przysłowie

Zanim zacznę tango w Buenos muszę sięgnąć do nie tak odległej przeszłości, kiedy to zaczęłam poznawać czym jest tango.

Dawno temu żyli sobie Królewna i Królewicz… i byłoby tak gdyby nie fakt że żyjemy w XXI wieku.
Moje tango przecież nie wzięło się z nikąd. Nie poleciałabym do Buenos gdyby nie Warszawa i... i Mój Mistrz Piotr Woźniak. Gdyby był najgorszym tancerzem tanga na świecie to i tak będzie moim Mistrzem, bo jest moim pierwszym nauczycielem, kimś kto zaszczepił we mnie miłość do tanga.
Tańczyć zaczęłam w wieku 9 lat. Preferowanym przeze mnie stylem był modern amerykański. Niestety w Polsce go nie było, był współczesny i tak przy nim pozostałam. Rozszerzyłam go o lekcje baletu klasycznego i tak ukształtowałam się na tancerkę. Wiele lat rozwijałam moje umiejętności taneczne, nigdy nie myślałam o tangu i nigdy o nim nie słyszałam. Taniec w parach kojarzył mi się zawsze z tańcem towarzyskim, którego nigdy nie lubiłam. W tańcu lubię czuć swobodę, a nie być krępowana przez partnera.

Jesienią 2006 roku poznałam moją Anię:
- Tańczysz tango argentyńskie?
- Nie, a czemu pytasz?
- Bo pasujesz mi do tanga.Ja bardzo chciałam tańczyć tango, ale…

1,5 roku później. Przedział pociągu relacji Krk-Waw siedzi wyyyyyyyyysoki mężczyzna:
- Jest Pani tancerką?
- Tak, a czemu Pan pyta?
- Bo wygląda Pani na tancerkę. Zwróciłem uwagę na Pani postawę, stawianie stóp i figurę. Jaki styl Pani tańczy??
- Taniec współczesny z elementami baletu klasycznego.
- A nie chciałaby Pani tańczyć tanga?? Szukam partnerki, a że jestem bardzo wysoki to wszystkie są za niskie do mnie, a Pani akurat jest słusznego wzrostu. I do tego obcasy.
- Obcasy ??!! Do tańca??
- Dziś jest milonga w Złotej Milondze, może się Pani ze mną wybierze??
- Nie dziękuję, nie interesuje mnie tango.
Pomyślałam wtedy, że to jakiś zboczeniec, że nie zna mnie, a „jakąś” milongę proponuje. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to milonga, i co to za miejsce Złota Milonga. Grzecznie podziękowałam jeszcze raz nieznajomemu i w strachu wyszłam z przedziału szukając innego miejsca, nawet za cenę spędzenia 3h na korytarzu.

Dwa razy już mnie historia z tangiem spotkała dlatego we wrześniu 2008 zrodził się pomysł by stworzyć choreografię współczesną z elementami tanga dla zespołu, w którym tańczyłam w Wawie. Pracowałam wtedy jako informatyk w jednej z warszawskich firm, w której funkcjonowała pomoc socjalna w postaci karty Multisport. Przejrzałam wszystkie szkoły i kursy tanga argentyńskiego, które akceptują te kartę. Musiałam znaleźć termin, który by mi i mojemu partnerowi najbardziej pasował. A z czasem było krucho. W ciągu dnia zasuwałam w pracy do godz: 17, a każdy wieczór od 18:00 do 22:00 spędzałam na zajęciach z baletu, tańca współczesnego czy z jogi. Niestety grafik miałam tak obłożony, że tylko poranki i nocne kursy wchodziły w grę.
W końcu w styczniu 2009 udało się. We wtorek kończyłam ostatnie zajęcia o 20:45, a kurs tanga ruszał o 21:15. Miałam 30 min by przejechać ze szkoły baletowej do WDA. O partnera nie było trudno, bo od roku kolega z pracy proponował mi kurs. Wtedy nie miałam czasu, ale i zraziłam się do tanga. Dlaczego zraziłam?? Ano, mój partner zaprosił mnie do Pałacu Kultury byśmy poszli popatrzeć na praktykę jaka w tym czasie się tam odbywała. Ujrzałam stypę zamiast tańca miłości i uczuć i tak się zdołowałam że stwierdziłam że za smutny to taniec dla mnie. Myślałam zawsze że to taniec miłości i radości, a nie smutku i żałoby. Ale czas leczy rozczarowania.
I tak w styczniu 2009 zaczęła się moja przygoda dzięki karcie Multisport. Naszym nauczycielem był nie kto inny jak sam Piotrek W. Tango to nie tylko taniec, ale i…i tu nie będę rozwijać wątku.
Na pierwsze zajęcia przyszłam w czarnym stroju baletowym (obcisły trykot i obcisłe spodnie) i butach balerinkach. Wyglądałam podobno co najmniej słodko i niewinnie .
Na drugie zajęcia założyłam już czarną spódnicę, czarna koszulkę na ramiączkach i sandały na obcasie. I tym urzekłam prowadzącego .
Trzecie zajęcia były „koszmarem” (hahaha). Mój partner się spóźnił na lekcję, więc żebym nie marnowała czasu Piotrek wziął mnie w swoje ramiona. On tancerz z dorobkiem tangowym , ja początkująca tanguera. Zastanawiałam się czy to moje nogi się plączą czy jego i moje razem, a na dodatek rozpraszało Nas moje notorycznie odpinające się ramiączko od stanika . Nareszcie zjawił się mój partner, i wreszcie mogłam się uspokoić po jeszcze niedawnych przeżyciach.
- Chcesz tańczyć ze mną tango?? Chcesz być moją partnerką?? Masz potencjał.
On zobaczył potencjał, a ja wreszcie zobaczyłam jakie strach może mieć wielkie oczy.
- Hmm…czemu nie, spróbować można. To nie potencjał tylko zasługa tego ramiączka.

Moja pierwsza próba z Mistrzem odbyła się w sobotę o 12:00 w południe zaraz po moim balecie. Będę mieć zawsze sentyment do sali na parterze w EDS na Kasprzaka. I zaczęło się Nasze tango. Na początku sztywne pokazywanie mi kroków w dalekim trzymaniu, aż w końcu podszedł do mnie i powiedział:
- Obejmij mnie tak jakbyś obejmowała bliską Ci osobę.
Ech…jak On mnie objął to wtedy zrozumiałam że nie chcę próbować tańczyć tanga, chcę je tańczyć.
Od tego czasu dostawałam od Mistrza dziesiątki maili z linkami z youtuba z Tangiem, muzykę i ciągłe rozmowy o tangu, o technice kroków, o estetyce. Faszerował mnie klasyczną muzyką tanga, gdy ja wtedy ją odrzucałam i wybierałam electrotango. Teraz to już zaszłe czasy i klasyka tanga jest tym czego wciąż szukam.
Zaczęły się ciągłe treningi w EDS na Jerozolimskich, głównie sala E. Teraz ilekroć przejeżdżam obok EDS patrzę w okna sali z sentymentem i łezką w oku, czy ktoś tam nie ćwiczy tak jak my kiedyś. Dzień w dzień spotykaliśmy się by podciągać moje umiejętności. Moje ciało nie stawiało oporu, dobrze wytrenowane nie miało przed sobą przeszkód fizycznych, lecz umysł nie przerabiał tak dużej dawki wiedzy jaką otrzymywałam każdego dnia. Kiedy przyswoiłam materiał intelektualny z dnia poprzedniego już serwował mi Piotrek kolejna porcję. Gdy po treningu szłam na zajęcia z baletu, jogi czy współczesnego czasem nie wiedziałam już jak się nazywam. Jednak w ciągu paru miesięcy nauczyć się dobrze podstaw jest wyczerpujące. Nie miałam materiału rozłożonego na lata tylko dni. Jednak to tez moja zasługa, gdybym nie miała przygotowania tanecznego nauka tanga zajęła by mi pewnie z 3 lata, i to na poziomie amatorskim. Piotr mnie kierował, ale to ja pracowałam, ja tańczyłam sobą, a nie on za mnie. W ciągu tych miesięcy nauki przeżywałam kryzys i kilka razy rzucałam w kąt tango, ale był to wynik przetrenowania. Ciężko jest też oduczyć się estetyki i nawyków z innych styli tańca, ale nie zamierzam tego robić tylko wykorzystać swoją wiedzę taneczną w pożyteczny sposób dla mojego tanga.
Warto było się wysilać, by teraz być gotowym jechać po dalszą wiedzę do Buenos. Najpierw trzeba skończyć podstawówkę i szkołę średnią by iść na studia. Potrzebowałam sporo czasu by wreszcie zrozumieć o co chodzi w tangu.
I jak na dobrego ucznia, a raczej uczennicę przystało wyssałam całą wiedzę tangową z mojego Nauczyciela. Dał mi całą wiedzę jaką posiadał, a teraz muszę iść dalej i tę wiedzę poszerzać.

Piotrze, dziękuję.

Dobranoc

P.S. "The tango lesson" reż. Sally Potter. To historia tanga i miłości Uczennicy Sally Potter i Mistrza Pablo Veron.

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń