sobota, 27 lutego 2010

Dzień dwunasty. Nuda.

No cóż siedzę, słucham radia PIN, tylko czasem mi cykady przeszkadzają. Mamo prześlij mi żółty ser, bo tu zbankrutować idzie na nim, i truskawki, bo za 6 truskawek chcą 6 peso !!!
Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Pierwsze pranie od 2 tygodni zrobiłam.
Zajęcia z Chicho dziś trwały 2h, jest szansa że któreś zostaną odwołane. Chicho wczoraj mówił że zajęcia zamiast o 16 będą o 17, wiedział że po show pójdzie robala zalać i na 16 nie zdąży. Zresztą i na 17 nie udało się mu to .
Wczoraj był zadżumiony, dziś podpierał ściany, ale przebrnęliśmy przez lekcję. Ja i amerykaniec, który mi towarzyszył. Ależ się międzynarodowa robię. Dobrze tańczą w tym USA. Ale co tam Chicho ma prawo, bo to gwiazda, mówi w kilku językach, obecnie po włosku, bo i tam mieszka, francusku, bo mieszkał 4 lata, po portugalsku, bo tego nie wiem.

Piątek weekendu początek?? Jak spędza się tu wolne od pracy chwile? Argentyńczycy uwielbiają kawiarenki. Chodniki są obsiane stolikami, wszyscy piją, jedzą, rozmawiają, cieszą się wolnym.
A są tacy co chleją. Wryło mnie w podłogę, w sklepie. Stały przede mną 2 młode kobiety, nawijały jak na tych telenowelach, chyba coś o koleżance i jej chłopaku – tak wywnioskowałam z mojego hiszpańskiego. A w koszyku browarów full po 1 litrze!! A że w sklepie nie mogły kupić trwalszych siatek zabrały wózek i nim na chatę pojechały. Bałam się że to moje sąsiadki. Co tu się tydzień temu działo. Normalnie jakbym u nich n imprezie domowej była. Biba do rano, jak się ocknęłam o 7 rano to jeszcze niedobitki się za ścina tłukły. Tutaj nikt nie powiadamia mieszkańców, że będzie „trochę” głośniej. Piękny kraj, można w domu drzeć się do woli, i nikomu tonie przeszkadza.


Dziś oprócz zajęć nic ciekawego mnie nie spotkało. Tzn pranie i moczenie stóp.


Dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz